Zembrzyce - Trzebinia rowerem

Rewelacyjna strona o linii kolejowej 103, wzdłuż której przebiega praktycznie cała wycieczka.

Pełna galeria zdjęć z trasy


Dobra wycieczka zaczyna się od dobrego planu

Pierwszy pomysł na tą wycieczkę był taki, żeby przejechać doliną ze Spytkowic do Trzebini a potem dalej do Dąbrowy Górniczej. Jednak do Spytkowic nie da się dojechać pociągiem osobowym, więc zmieniłem punkt startu na Wadowice. I gdy tak sobie oglądałem mapę stwierdziłem, że warto byłoby jeszcze skoczyć z Wadowic na południe, obejrzeć teren przyszłego zbiornika Świnna Poręba i potem dopiero jechać na północ.

Niestety połączenie kolejowe do Wadowic przez Bielsko było rozkomunikowane, więc wysłałem do Kolei Śląskich maila z pytaniem, czy nie dałoby się wpłynąć na Przewozy Regionalne, żeby zmieniły godzinę odjazdu swojego pociągu z Bielska tak, żeby dało się przesiąść od strony Katowic. Chciałem pierwotnie pisać do Przewozów Regionalnych, ale one na swojej stronie nie podały żadnego sensownego maila, na którym mógłbym zgłaszać skargi i wnioski.

Koleje Śląskie nie odpowiedziały na mojego maila, ale za to ogłosiły, że uruchomią pociąg z Katowic do Zakopanego przez Wadowice. Poczułem, że mnie wysłuchali, brawo Koleje Śląskie!

Ale w międzyczasie:

  • postanowiłem jechać z Zembrzyc zamiast z Wadowic (czyli jednak przez Kraków),
  • Koleje Śląskie przetrasowały swój pociąg przez Żywiec (całkiem słusznie), więc i tak nie mógłbym nim jechać do Wadowic,
  • pociąg KŚ i tak miał jeździć dopiero od weekendu majowego a ja nie mogłem się już doczekać.

Kwestią otwartą pozostawało czy jechać z Zembrzyc do Dąbrowy Górniczej, czy tylko do Trzebini. Pierwotnie planowałem jechać pociągiem z DG do Zembrzyc przez Katowice i Kraków, potem na rowerze do Trzebini, a stamtąd do DG dalej rowerem, a jeśli byłbym zmęczony, to pociągiem. Plan byłby dobry gdyby nie to, że pogranicze śląsko - małopolskie kolejowo reprezentuje poziom … trudno mi znaleźć porównanie, właściwie to nie reprezentuje żadnego poziomu. Z Trzebini po południu były tylko dwa połączenia do DG, w odstępie godziny, poza tym czarna dziura. Gdybym się nie wstrzelił musiałbym chyba zamieszkać w Trzebini.

Poza tym odstręczała mnie wizja jazdy Kolejami Śląskim i potem przesiadki na Regio, co już dwa razy mi się średnio udało.

Pociągiem z Trzebini do Zembrzyc

Dlatego ostatecznie pojechałem autem do Trzebini, gdzie miałem w planie wsiąść w pociąg w stronę Krakowa. Na stacji byłem o 5:45, zmontowałem rower i poszedłem do poczekalni. Kasa była zamknięta (na amen). Na peronie pierwszym zoczyłem biletomat. Niestety nie dało się w nim kupić biletu na rower więc sobie odpuściłem. W międzyczasie zapowiedziano opóźniony pociąg z Oświęcimia do Krakowa. Postanowiłem do niego wsiąść, żeby w Krakowie mieć więcej czasu na przesiadkę. Do Krakowa pociąg wlókł się niemiłosiernie i co trochę przystawał na mijankach z powodu remontu.

Jakoś słabo to widzę, ale mam nadzieję, że po remoncie (jeśli kiedykolwiek się zakończy) władze obu województw się obudzą i puszczą pociągi przynajmniej co godzinę, a w szczycie co pół. I have a dream …

Rozmarzyłem się, a tymczasem byłem już na Głównym (“niedziela na Głównym…”). Poszedłem po jakieś obwarzanki i czekałem na mój pociąg Kolei Małopolskich, którym miałem podjechać do Płaszowa. Jednocześnie nasłuchiwałem, czy nadjeżdża Karolinka z Katowic, którą miałem pierwotnie jechać. Wydaje mi się, że nie zdążyła przyjechać do odjazdu mojego pociągu KMŁ do Wieliczki. Czyli gdybym nią jechał, to moja wycieczka skończyłaby się w Krakowie Głównym, bo pociągi dwu spółek opłacanych przez województwo małopolskie nie czekają na siebie.

W pociągu KMŁ było bardzo mało miejsca na rower, ale nie było tłoku i przejechałem jakoś. Za to w Płaszowie oznakowanie peronów pozostawiało dużo do życzenia. Wysiadłem na peronie numer 1, który jest drugim (!) peronem od strony dworca. Potem przeszedłem według znaków w przejściu podziemnym na peron trzeci, który okazał się być peronem numer 2. Dopiero potem okazało się, że peron numer 3 to peron pierwszy przy dworcu. Burdel na kółkach!!! Łącznicę do Krzemionek dało się zbudować, a normalnie ponumerować peronów w Płaszowie nie.

Wskoczyłem do EN71-004, który jako Kasprowy czekał na odjazd w stronę do Zakopanego. Pociąg ruszył i prawie na każdej stacji stał po kilka minut, chociaż nie mijał się prawie nigdzie z niczym - może dlatego, że rozkład uwzględniał mijanki, których w niedzielę nie było. Tak czy siak zgodnie z planem dotarłem do Zembrzyc.

Zembrzyce - Wadowice

Przystanek w Zembrzycach świeżo po remoncie. Ale i tak nowy zegar jeśli chodził, to wskazywał czas londyński. Parę fotek i w trasę wzdłuż DK 28 w stronę Skawiec. Niestety topografia się zmieniła i pierwszy sensowny zjazd z drogi był w Mucharzu. Pojechałem w stronę kościoła na górce. Po drodze jednak zobaczyłem coś, co przerosło moje oczekiwania. Napiszę tylko tyle: Statua Wolności i Marszałek Piłsudski, a pomiędzy nim zakochane konie w stylu antycznym. To trzeba zobaczyć - jedźcie do Mucharza!

Kościoła nie oglądałem, bo akurat była msza. Po drugiej stronie wzgórza po raz pierwszy zobaczyłem jezioro - niestety zalewanie już się zaczęło, więc musiałem zmienić plany. Podjechałem tylko pod krawędź wody w miejsce, które w przyszłości znajdzie się pod wodą. Potem wróciłem w pobliże DK 28.

Następny postój miałem przy zaporze. Szkoda, że nie da się jej zwiedzać czy choćby wejść na koronę. Parking przy zaporze był pełen ludzi i na pewno wielu z nich zapłaciłoby za możliwość zwiedzenia zapory od środka. Z parkingu przy zaporze był kawał superaśnego zjazdu. Z rozpędem wjechałem w dolinę. W pewnym momencie zauważyłem, że po prawej stronie drogi ludzie jeżdżą w dużej ilości na rowerach. Okazało się, że śladem dawnej linii kolejowej 103 biegła ścieżka rowerowa. I była naprawdę bardzo dobrze zrobiona! Delikatny żwirek, żadnej kostki, żadnych dziur i co najważniejsze żadnych znaków rozstawionych na każdym możliwym skrzyżowaniu informujących o końcu i porzątku ścieżki rowerowej. Poczułem się jak w kraju białych ludzi, może nawet jak w Austrii (no tak, 100 lat temu tu była Austria).

Na ścieżce natknąłem się na pierwszy ślad materialny linii kolejowej 103 na trasie mojej wycieczki. Był to nietypowy słupek kilometrowy z napisem 41 km. Napis był nie tylko namalowany, ale też wykuty w kamieniu, dlatego przetrwał tyle lat. To było 41 km do Trzebini po torach. Tak doturlałem się do Wadowic.

Wadowice - Spytkowice

W Wadowicach podjechałem najpierw na rynek, gdzie sfociłem bazylikę i dom rodzinny Jana Pawła II. Przypadkowo natknąłem się też na płyty upamiętniające Jego pielgrzymki na Górę św. Anny (moja poprzednia wycieczka) i do Tarnowa w 1987, gdzie po raz pierwszy widziałem Jana Pawła II. W Wadowicach pełno Japończyków i innych turystów. Była to dwunasta rocznica śmierci Papieża, to mogło tłumaczyć dużą frekwencję w kościele.

Z rynku śmignąłem w stronę dworca kolejowego. Uderzyły mnie dwie rzeczy: na dworcu nie było napisu Wadowice (czyżby miasto kazało sobie płacić za wykorzystanie cennego znaku towarowego?). Druga rzecz to były drzwi do stacji - było brzydkie i oskubane, podczas gdy elewacja po remoncie. Zegar wskazywał jakąś abstrakcyjną godzinę - ale trzeba przyzać, że przynajmniej dwa razy na dobę była prawidłowa.

Od strony peronów też wszystko wyremontowane. Nawet EN57 w kolorach Polregio stał przy peronie (zamiast, kurczę, jeździć). Na dworcu za to działała tylko restauracja. Reszta była zamknięta, chociaż widać, że niedawno był tam remont. W środku nowiusieńkie żeliwne ławki i kute żyradole u powały. Rozkład tez mizerny. Zajmował pótorej szpalty tylko dlatego, że niektóre pociągi były w nim wylistowane po 4 razy ze względu na niewielkie odchyłki od rozkładu z powodu różnych remontów. A przecież pomiędzy Krakowem, Wadowicami i Oświęcimiem powinny co godzinę kursować pociągi z turystami…

Ciekawe co sobie myślą o tym Japończycy, dla których kolej jest środkiem transportu pierwszego wyboru.

Ze stacji w Wadowicach pojechałem na północ, przeważnie wzdłuż torów linii kolejowej do Spytkowic. Przy torach stoją słupy sieci trakcyjnej, ale drut zdjęty. Tory przeważnie zarośnięte, choć w Grodzisku natrafiłem na wykoszony odcinek. Przystanki proste, nowoczesne i zardzewiałe. Podkłady w większości strunobetonowe. Odcinek od paru ładnych lat nie jeżdżony.

Z rowerowego punktu widzenia jest to rewelacyjny fragment, jedzie się praktycznie poziomo (tak naprawdę w stronę Wisły leciutko w dół), bocznymi drogami o minimalnym natężeniu ruchu.

Spytkowice - Trzebinia

W Spytkowicach stacja i linia kolejowa w remoncie, zero pociągów pasażerskich. To tyle jeśli chodzi o Spytkowice. Ze stacji cofnąłem się kilkaset metrów i pojechałem asfaltową drogą pomiędzy stawami. Rewelacyjna trasa ! Przejechałem koło gospodarstwa rybackiego (WTF ?!) i dotarłem z powrotem do linii kolejowej Spytkowice - Trzebinia. Na tym odcinku (dokładnie do Okleśnej) jeżdżą wciąż pociągi towarowe do zakładów chemicznych w Alwerni.

Teren zaczął się robić trochę bardziej pagórkowaty, ale w końcu dotarłem do Miejsca (tak się nazywa miejscowość). Obfotografowałem przystanek kolejowy - ciekawostką jest, że do budynku stacyjnego z peronu przechodziło się po poziomej kładce. Podjechałem do mostu na Wiśle. Spotkałem dwóch rowerzystów, którzy właśnie przekroczyli po nim rzekę. Mówili też, że od Oświęcimia do tego miejsca jest ułożony asfalt na koronie wału - mam tą trasę (Oświęcim - Kraków) w planach, więc niebawem to sprawdzę.

Wisła w tym miejscu jest dość wąska i most też niezbyt długi. Błyskawicznie byłem po drugiej stronie. Pokręciłem się trochę po Okleśnej, musiałem się później cofnąć, żeby obejrzeć jeszcze raz “stację”. W Okleśnej od linii kolejowej odchodzi bocznica do zakładów chemicznych. Oba tory biegną potem równolegle do Alwerni.

Po drugiej stronie Wisły zaczęły się lasy iglaste i piachy, ale przejezdne. Droga biegnie wzdłuż torów, aut jeździ mało. Z miejsc zasługujących na odwiedzenie muszę wymienić odcinek pomiędzy stacją w Regulicach a ulicą Prusa. Jest to z pewnością najbrzydszy odcinek szlaku w Małopolsce. Szlak biegnie przez rachityczny las, pełen śmieci, po południowej stronie stoją jakieś bunkry, nie bunkry - pieron wie co. Oczywiście obrazu dopełnia zdegradowana linia kolejowa obok. Odcinek krótki, a tyle wspomnień !

W północnej części Regulic natrafiłem na miejsce, gdzie linia kolejowa przebiega przy samych skałach wapiennych. To miejsce utkwiło mi w pamięci, gdy pod koniec lat 90-tych jechałem tam pociągiem do Krakowa. Normalnie powinienem jechać przez Krzeszowice, ale z jakiegoś powodu pociągi jeździły objazdem przez Spytkowice i Płaszów. To był jedyny raz, kiedy jechałem linią kolejową 103 i właśnie te skały przy samym torze utkwiły mi w pamięci.

Po minięciu przystanku Regulice Górne jechałem już głównie asfaltem. Jeszcze tylko w Bolęcinie podjechałem pod budynek stacji. Zainteresowało mnie to, że była to stacja węzłowa. Więcej - tam kończyły bieg niektóre pociągi. W miejscu tym kończyła się linia z Jaworzna Szczakowej przez Chrzanów do Bolęcina. To będzie temat na jedną z najbliższych wycieczek.

Tymczasem dojechałem spokojnie do Trzebini, spakowałem rower do auta i w niecałą godzinę później byłem już w domu.

Podsumowując, na rower nadają się szczególnie dwa odcinki: Spytkowice - Wadowice i Trzebinia - Spytkowice. Drugi z nich obfituje w podjazdy, ale niezbyt strome, więc praktycznie każdy powinien sobie dać radę. Urocze są też tereny pomiędzy Spytkowicami a Wisłą.

Zostaw komentarz